"Ok, przytyję jeśli trzeba. Ale jeżeli przekroczę wagę
X to tego psychicznie nie wytrzymam!
Nawet nie wyobrażam sobie, że cyferka większa niż ta pojawi się na wadze".
Oto słowa, które na wstępie wypowiedziałam do mojej psycholog. I rzeczywiście,
odważyłam się jeść więcej bo zawsze ważyłam mniej niż X, więc czemu miałabym
przytyć ponadto? Ale teraz , niespodzianka, OCZYWIŚCIE, że ważę więcej niż X.
Dlaczego? Dlatego, że nie wzięłam pod uwagę tego, że moja choroba nie trwała
dwóch miesięcy, ale o wiele dłużej! W tym czasie zdążyłam stać się kobietą,
nabrać kobiecych kształtów. Nie było opcji do powrotu do wagi sprzed choroby.
Tak, był szok, łzy i rozpacz.
***
Jaki był mój problem? Ustaliłam sobie idealny plan. Jak
będzie wyglądać moje ciało po wyjściu z choroby. Że tłuszczyk pójdzie mi w
cycki a nie biodra. Że moja waga ustabilizuje się na pewnej ledwo mieszczącej
się w granicach normy liczbie i ani drgnie! Że powróci mój superszybki
metabolizm. Nagle popatrzyłam w lustro i zobaczyłam kobietę. Wszystko się rozpadło.
Nie taki był plan!
Chrzanić nierealne plany. Walka z zaburzeniami odżywiania
nie idzie zawsze po naszej (często wciąż chorującej) myśli.To wyścig po
zdrowie, życie i akceptację. Polega na tym, żeby przyjąć to co nieznane, przed
czym się broniłyśmy cały czas. Żeby zaakceptować swoją kobiecość, swoją
prawdziwą, naturalną budowę ciała. I tak, zadziwisz się nie raz. Zmartwi Cię,
że tyjesz zbyt wolno/szybko. Uronisz łzę nad za małą parą spodni. Spanikujesz
na przyjęciu po zjedzeniu paczki chipsów. Twoje ciało może nie do końca odzyska
sprawność w pewnych sferach na tyle, na ile byś chciała. Zmienisz się całkiem i
przez chwilę będziesz się sobie wydawać zupełnie obca. Zatęsknisz za czasami,
kiedy byłaś szczuplejsza ( a raczej za transem, w którym wtedy byłaś, nie
musząc myśleć aż tyle o innych problemach). Stare rzeczy umrą, aby mogły
pojawić się nowe.
Jeśli próbujesz pokonać zaburzenia odżywiania to chcę Ci
powiedzieć, że przyjdą zmiany. Że czasem będzie naprawdę pod górkę. Dlaczego
tak jest? Przecież walka o tak wielką wartość, jaką jest Twoje życie nie może
być łatwa! Przecież to gra o najwyższą stawkę. Piszę to bo chcę, żebyś była
przygotowana. Ale piszę to także dlatego, że wiem, że to jedyna dobra droga.
***
Mijały tygodnie, miesiące a ja uświadamiałam sobie, że
przecież liczba X+3 wcale nie jest żadnym końcem świata. Że to wciąż ja, tylko,
że w wersji kobiecej. Powróciło zdrowie, przestałam marznąć, mdleć i żyć w
amoku. Waga ustabilizowała się. Odnajduję i poznaję siebie na nowo. Zaczęłam
cieszyć się z rzeczy, na które wcześniej nie miałam siły. Nawiązywać
przyjaźnie, wychodzić z domu bez strachu przed spontanicznością Bałam się, że
kiedy przeskoczę zakazany próg to umrę z rozpaczy, tymczasem stało się coś
zupełnie odwrotnego - zaczęłam naprawdę żyć.
Coachingowe stwierdzenie: " to co dobre zaczyna się
poza Twoją strefą komfortu" w tym przypadku, o dziwo , jest bardzo
prawdziwe. Strefa tolerowanych kilogramów, czy rodzajów pożywienia u osób z ZO
jest bardzo ograniczona, a strach przed wykroczeniem poza nią wręcz paraliżuje.
Ale oficjalnie obiecuję Ci, że to właśnie poza tym sztucznym światkiem, zaczyna
się prawdziwa przygoda zwana życiem w pełni. Warto ryzykować, warto iść pod
prąd wbrew naszym chorym przekonaniom, warto walczyć!
____________________________________________________
Jednym z moich błędnych przekonań było to, że waga
ciała w jakiś sposób definiuje moją wartość a także myśl, że jeśli przekroczę
jakąś liczbę to stanie się coś złego i nie będę mogła się z tym pogodzić. Dziś
wiem, że to były tylko iluzje, zakłamane i absurdalne granice, które sobie
stawiałam. Jeżeli chcesz popracować nad swoimi, błędnymi schematami myślowymi,
które nie pozwalają Ci ruszyć z miejsca, zajrzyj TUTAJ(KLIK). U Natalii (www.dziewczynazjednymokiem.pl) pojawił się
ostatnio bardzo praktyczny i pomocny tekst, właśnie o błędnych przekonaniach.
Warto zajrzeć!
Będę Wam częściej podsuwać wartościowe linki! Trzymajcie się
:)
Ania, wzruszam się, znów mi robisz dzień, dziękuję Ci! ❤️
OdpowiedzUsuńBo w tym wszystkim chyba właśnie o kontrolę chodzi. Trzeba pozwolić, by się działo. Nie narzucać swojemu ciału, organizmowi ani sobie - zamiast tego obserwować z dużą dawką cierpliwości, łagodności i szacunku. To trudna zmiana perspektywy, ale możliwa i konieczna.
Ps. Czekam na kolejny wpis z tej serii! I jeszcze raz powiem, że cieszę się z Twojego powrotu
Odnajduję siebie w tym wpisie. Te słowa, które powiedziałaś swojej pani psycholog, tak bardzo ja kiedyś. Pamiętam, że sama sobie ustaliłam jakąś maksymalną wagę, której nigdy, przenigdy miałam nie przekroczyć, jak bardzo byłam zła na siebie, że jednak jest więcej. Teraz ważę mniej, niż to moje maksimum i niby już sobie w miarę z tym poradziłam, a jednak wciąż się boję, że gdybym się zważyła i byłoby więcej to byłoby mi z tym źle. Jak często mam wrażenie, że już dawno mi to przeszło, tak czasem widzę, że tak naprawdę wcale się tego nie pozbyłam.
OdpowiedzUsuńJestem z Ciebie dumna!
OdpowiedzUsuńAniu, jestem wzruszona i bardzo dumna! Silna z Ciebie rybka, niesamowite jest to, że swoją wcześniejszą słabość przeradzasz w siłę - starasz się pomagać ludziom z podobnymi problemami. Trzymam kciuki! Buziak
OdpowiedzUsuń