09:45

Wygraj z ZO: 1.Daj się ponieść!

Wygraj z ZO: 1.Daj się ponieść!

"Ok, przytyję jeśli trzeba. Ale jeżeli przekroczę wagę X  to tego psychicznie nie wytrzymam! Nawet nie wyobrażam sobie, że cyferka większa niż ta pojawi się na wadze". Oto słowa, które na wstępie wypowiedziałam do mojej psycholog. I rzeczywiście, odważyłam się jeść więcej bo zawsze ważyłam mniej niż X, więc czemu miałabym przytyć ponadto? Ale teraz , niespodzianka, OCZYWIŚCIE, że ważę więcej niż X. Dlaczego? Dlatego, że nie wzięłam pod uwagę tego, że moja choroba nie trwała dwóch miesięcy, ale o wiele dłużej! W tym czasie zdążyłam stać się kobietą, nabrać kobiecych kształtów. Nie było opcji do powrotu do wagi sprzed choroby. Tak, był szok, łzy i rozpacz.

***


Jaki był mój problem? Ustaliłam sobie idealny plan. Jak będzie wyglądać moje ciało po wyjściu z choroby. Że tłuszczyk pójdzie mi w cycki a nie biodra. Że moja waga ustabilizuje się na pewnej ledwo mieszczącej się w granicach normy liczbie i ani drgnie! Że powróci mój superszybki metabolizm. Nagle popatrzyłam w lustro i zobaczyłam kobietę. Wszystko się rozpadło. Nie taki był plan!

Chrzanić nierealne plany. Walka z zaburzeniami odżywiania nie idzie zawsze po naszej (często wciąż chorującej) myśli.To wyścig po zdrowie, życie i akceptację. Polega na tym, żeby przyjąć to co nieznane, przed czym się broniłyśmy cały czas. Żeby zaakceptować swoją kobiecość, swoją prawdziwą, naturalną budowę ciała. I tak, zadziwisz się nie raz. Zmartwi Cię, że tyjesz zbyt wolno/szybko. Uronisz łzę nad za małą parą spodni. Spanikujesz na przyjęciu po zjedzeniu paczki chipsów. Twoje ciało może nie do końca odzyska sprawność w pewnych sferach na tyle, na ile byś chciała. Zmienisz się całkiem i przez chwilę będziesz się sobie wydawać zupełnie obca. Zatęsknisz za czasami, kiedy byłaś szczuplejsza ( a raczej za transem, w którym wtedy byłaś, nie musząc myśleć aż tyle o innych problemach). Stare rzeczy umrą, aby mogły pojawić się nowe.



Jeśli próbujesz pokonać zaburzenia odżywiania to chcę Ci powiedzieć, że przyjdą zmiany. Że czasem będzie naprawdę pod górkę. Dlaczego tak jest? Przecież walka o tak wielką wartość, jaką jest Twoje życie nie może być łatwa! Przecież to gra o najwyższą stawkę. Piszę to bo chcę, żebyś była przygotowana. Ale piszę to także dlatego, że wiem, że to jedyna dobra droga.



***

Mijały tygodnie, miesiące a ja uświadamiałam sobie, że przecież liczba X+3 wcale nie jest żadnym końcem świata. Że to wciąż ja, tylko, że w wersji kobiecej. Powróciło zdrowie, przestałam marznąć, mdleć i żyć w amoku. Waga ustabilizowała się. Odnajduję i poznaję siebie na nowo. Zaczęłam cieszyć się z rzeczy, na które wcześniej nie miałam siły. Nawiązywać przyjaźnie, wychodzić z domu bez strachu przed spontanicznością Bałam się, że kiedy przeskoczę zakazany próg to umrę z rozpaczy, tymczasem stało się coś zupełnie odwrotnego - zaczęłam naprawdę żyć.



Coachingowe stwierdzenie: " to co dobre zaczyna się poza Twoją strefą komfortu" w tym przypadku, o dziwo , jest bardzo prawdziwe. Strefa tolerowanych kilogramów, czy rodzajów pożywienia u osób z ZO jest bardzo ograniczona, a strach przed wykroczeniem poza nią wręcz paraliżuje. Ale oficjalnie obiecuję Ci, że to właśnie poza tym sztucznym światkiem, zaczyna się prawdziwa przygoda zwana życiem w pełni. Warto ryzykować, warto iść pod prąd wbrew naszym chorym przekonaniom, warto walczyć! 



____________________________________________________


Jednym z moich błędnych przekonań było to, że waga ciała w jakiś sposób definiuje moją wartość a także myśl, że jeśli przekroczę jakąś liczbę to stanie się coś złego i nie będę mogła się z tym pogodzić. Dziś wiem, że to były tylko iluzje, zakłamane i absurdalne granice, które sobie stawiałam. Jeżeli chcesz popracować nad swoimi, błędnymi schematami myślowymi, które nie pozwalają Ci ruszyć z miejsca, zajrzyj TUTAJ(KLIK). U Natalii (www.dziewczynazjednymokiem.pl) pojawił się ostatnio bardzo praktyczny i pomocny tekst, właśnie o błędnych przekonaniach. Warto zajrzeć!

Będę Wam częściej podsuwać wartościowe linki! Trzymajcie się :)  

05:11

Ta część Ciebie.

Ta część Ciebie.

Zawód miłosny. Dość duży i bolesny. Wybuch emocjonalny, tysiące myśli na godzinę, łzy, nerwy, złość, poczucie kolejnej porażki. Takie tam osobiste dramaty. To się zdarza i to często, bo jesteśmy ludźmi i relacje są dla nas niebywale ważne , ale ich  budowanie i szczerość w komunikacji to często  czarna magia. Ale oficjalnie : niech mi tylko ktoś tylko powie, że trudne sytuacje nas w żaden sposób nie rozwijają !


Bo coś pękło. Coś dotarło. O jeden zawód za dużo wystarczył, żeby coś się zmieniło na lepsze. Ludzie są w naszym życiu ważni, niepodważalnie. Ale za dużo w moim życiu było zależności. Za dużo myślenia, że jeśli znajdę wreszcie X to stanie się Y. Chyba sami wiecie o czym mowa.




I szalona myśl przeszła mi przez głowę. Skoro nigdy nie mogłam liczyć na przedstawicieli płci przeciwnej, skoro tyle lat i ciągle nic, skoro same zawody i porażki, skoro brak nadziei na taką a nie inną przyszłość – to w sobie muszę stworzyć tę męską część. Koniec szukania na zewnątrz, koniec czekania na COŚ.


Ten kawałek mnie, który się zatroszczy. Który powie : nic się nie stało, porażki się zdarzają. Pochwali sukienkę, doceni uśmiech mimo złego nastroju. Potwierdzi wreszcie, że jestem kobieca i nie muszę już o nic zabiegać, że dobrze jest tak jak jest. Przebaczy wybuch gniewu, brak czasu, rozkojarzenie. Zachęci do odpoczynku po ciężkim dniu na uczelni. Zabierze na kawę, w góry czy na te od lat wymarzone wakacje. Przytuli, pocieszy, pozwoli się wypłakać na ramieniu. Zrozumie, przytuli i spojrzy z czułością. Podpowie, bym zrobiła to co mówi serce, zadbała o swoje pasje. Po prostu będzie stał po mojej stronie , zawsze i wszędzie, choćby nie wiem co.




I zrozumiałam. To nie jest żadna „męska część”. To coś co z jakiejś dziwnej przyczyny zabiłam w sobie już dawno temu albo czego nigdy nie miałam. Na co nie chciałam sobie pozwolić względem samej siebie. I czekałam. Aż coś się wydarzy, aż ktoś da pozwolenie, powie, że ja też na to zasługuję. Do tego czasu miałam patrzeć na siebie krytycznie, wręcz z nienawiścią. Stawiać sobie kolejne wymogi, ograniczenia, surowe komendy. Nie miałam wsparcia i miłości od samej siebie. I myślałam, że znajdę je gdzieś na zewnątrz. Ale jak można obarczyć drugą osobę takim brzemieniem? Wymagać od niej tak wielu rzeczy. Czy miłość nie polega na tym, żeby wybrać osobę, którą po prostu chce się od tak pokochać? A jak można to zrobić, oczekując od niej, że stanie się bohaterem i wybawcą, naprawi to co popsuli inni?


To długa droga, aby zostać dla siebie  niezawodną partnerką. Aby nauczyć się tej zdrowej niezależności kobiet od mężczyzn. By w sobie samej stworzyć atmosferę bezpieczeństwa i akceptacji. Powoli zaczynam robić pewne rzeczy , nie czekając na inicjatywę ze strony innych. Tak, chcę być niezależna, znaleźć w sercu to, czego na darmo szukam w oczach innych. Bo wiem , że właśnie to , paradoksalnie pozwoli mi budować prawdziwe, bezinteresowne relacje. Że miłość zaczyna się wtedy, kiedy od drugiej osoby już nic więcej nie potrzebujesz.


Copyright © 2016 Lawendowe serce , Blogger