11:31

Wygraj z ZO: 2.Zanurkuj w przyszłość.

Wygraj z ZO: 2.Zanurkuj w przyszłość.

Przypominam sobie ten paraliżujący lęk. Lęk przed tym, że wszystkie dotychczasowe starania pójdą na marne. Mam porzucić chorobę? Przecież włożyłam w nią tyle pracy! Tyle wyrzeczeń, samokontroli i starań. Byłam w tym świetna! W liczeniu kalorii, ukrywaniu się, udawaniu, że wszystko jest normalnie. Kilogramy leciały w dół a ja miałam wreszcie poczucie skuteczności i kontroli nad swoim życiem. Było mi po prostu wygodnie. I co najdziwniejsze, gdy już wszystko wróciło do normy, w mojej głowie wciąż krążyły jeszcze czasem ciche tęsknoty za tym najsmutniejszym okresem mojego życia. Jak to możliwe, że coś co wyniszcza do szpiku kości, jednocześnie daje poczucie pozornego bezpieczeństwa? Dziś już to wiem.




Otępienie i odcięcie od świata. Oto słowa klucze. Brzmi to dramatycznie, ale takie są fakty. Ciągłe myślenie o jedzeniu czy też o nie jedzeniu, nie pozostawia wiele miejsca na życie w rzeczywistości. W tych tęsknotach za chorobą , nie chodzi więc o chudość samą w sobie. Ona naprawdę nic nie daje. Nieważne, ile kilogramów się traci - wciąż jest się tak samo nieszczęśliwą i wiecznie niezadowoloną. Chodzi o coś więcej. Prawdziwy dylemat brzmiał : Kim będę i czego dowiem się o sobie, kiedy już zrobię w mojej głowie miejsce na swoje wyparte uczucia, rzeczywiste obawy i przyznanie się do własnych pragnień i potrzeb? Kim stanę się , kiedy jej nie będzie?


Strach przed przyszłością i przed odkryciem prawdy o sobie. To one blokowały mnie najbardziej. Wolałam siedzieć w autodestrukcyjnej teraźniejszości , doprawionej nutą zgorzkniałej przeszłości. Idealne połączenie, aby zatrzymać czas i nie iść do przodu, nie stawić czoła realnemu życiu. A tym czasem to w przyszłości mieszka nadzieja! To przez poznawanie swojego wnętrza stajemy się lepszymi i szczęśliwymi ludźmi. Tak, rozprawianie się ze swoimi najgłębszymi problemami, ukrytymi głęboko pod warstwą choroby - jest trudne. Nic jednak nie opisze satysfakcji i poczucia sensu , kiedy już rozprawimy się ze swoimi lękami i dopuścimy do siebie ten błagający o odrobinę miłości głos, który tłumiłyśmy przez cały okres choroby. Kiedy wypłaczemy wszystkie smutki, wykrzyczymy pretensje a potem przebaczymy komu trzeba. Cudownie jest zauważać wreszcie pozytywne strony życia, mieć  czas i siłę na rozwijanie swoich  pasji. Cudownie jest być obecną. Nie gdzieś za mgłą, pogrążona w myśleniu tylko o swoim wyglądzie. Dostępną psychicznie dla bliskich, przyjaciół, dla samej siebie. 




Wiem i rozumiem jaki strach ogarnia osoby, które muszą podjąć tę ważną decyzję. Czy zostać w tym swoim bezpiecznym, otępiałym światku czy też podjąć walkę i stawić czoła wyzwaniom jakie niesie przyszłość. Pod pozornym "strachem przed przytyciem" kryje się ,jak widać, o wiele więcej. Ja zaryzykowałam i rzuciłam się na głębokie wody życia bez choroby.. Życia w świadomości. I gdybym mogła cofnąć czas, podjęłabym tę decyzję jeszcze raz. Kim więc stałam i staje się codziennie bez mojej choroby? Staję się sobą i nie ma w tym absolutnie nic strasznego, ale niezwykłego i pociągającego. Podejmuję się nowych wyzwań, walczę o swoje marzenia i słucham tego co mówi serce. Walczę ze swoimi wadami, ale i poznaję zalety. Nagle czuję , że jestem, że istnieję. Absolutnie nic nie straciłam. Za to żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego, ile zyskałam. Marek Grechuta , naprawdę nie mylił się śpiewając : "Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy". Nie bój się przyszłości, nie bój się prawdziwej siebie, którą odnajdziesz i którą się zachwycisz, gdy tylko dasz "jej" odejść.
Copyright © 2016 Lawendowe serce , Blogger