14:04

Nie wszystko stracone czyli o porzuconych pasjach.

Nie wszystko stracone czyli o porzuconych pasjach.
Od najmłodszych lat pragnęłam mieć obszar w którym będę najlepsza, niezastąpiona, idealna. Chciałam odkryć jakąś swoją niepowtarzalną umiejętność, unikalny talent, coś co wszyscy będą mogli we mnie podziwiać. Zaczęłam poszukiwania najlepszej drogi. W podstawówce chodziłam na różne zajęcia dodatkowe. Z tego co pamiętam, zaczęłam od kupna profesjonalnych łyżew i codziennie w soboty wstawałam o świcie aby trenować jazdę figurową. Nie wypaliło, jestem z natury zbyt strachliwa na piruety i jaskółki, ale było coś jeszcze. Moja najlepsza przyjaciółka chodziła na zajęcia razem ze mną i jak się pewnie domyślacie - była ode mnie w te klocki o niebo lepsza. To straszne, kiedy 12 latka zaczyna porównywać się ze swoją rówieśniczką i czuje się na tyle beznadziejna, że najnormalniej w świecie postanawia się poddać. Dokładnie taka sama historia powtórzyła się kiedy próbowałam swoich sił na szkolnych zajęciach tanecznych. Następnie wkręciłam się w kółko plastyczne. Prowadzący chwalili mnie bardzo często, odniosłam pierwszy sukces w jakimś większym konkursie i… zrezygnowałam. Nie potrafię do końca wyjaśnić dlaczego, może to zwykłe lenistwo a może coś o wiele głębszego. W gimnazjum / liceum podjęłam kolejną próbę, tym razem dotyczyła ona czegoś na czym zdecydowanie zależało mi najbardziej. Zapisałam się na prywatne lekcje śpiewu. Niestety, mój brak pewności siebie osiągał w tym obszarze swoje apogeum. Kiedy byłam sama w domu wychodziło mi to o wiele lepiej. Przy ludziach paraliżował mnie niewymowny strach a moje gardło było ściśnięte, jakby ktoś skrępował je łańcuchem. Nie miałam gdzie ćwiczyć bo wstydziłam się śpiewać przy rodzicach. Pamiętam tylko nauczycielkę angielskiego, która w podstawówce wysłała mnie na konkurs piosenki i była mną strasznie zachwycona. To wspomnienie o kobiecie, która uwierzyła z całej siły w małą, zakompleksioną dziewczynkę niosło mnie na swoich skrzydłach długo, ale niestety wewnętrzny strach i brak wiary w siebie skutecznie stłamsiły wszystkie marzenia.


Dlaczego o tym piszę? Mam 20 lat, nic z tych rzeczy już nie wróci. Nie zostanę primą baleriną, drugim Picasso ani zawodową śpiewaczką. Do tej pory obwiniałam się za te wszystkie niepowodzenia, nie potrafiłam wybaczyć tej małej dziewczynce tego, że tak łatwo się poddawała i tak wielki strach przed porażką i oceną nosiła w sobie. Teraz jednak mam ochotę ją przytulić i pogratulować, że mimo tych wszystkich wewnętrznych zmagań chociaż próbowała.Staram się spojrzeć na tamtą siebie z miłością i zaczynam rozumieć pewne rzeczy.


Dzisiejszy świat, ale i my sami (pozdrawiam perfekcjonistów) narzucamy sobie pewną sztywną zasadę: jeśli już angażujesz się w coś, musisz być w tym obszarze najlepszy. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Albo idziesz na całość, albo nie wchodzisz w to wcale. Nie ma miejsca na słabość, niepowodzenia. Grunt to się wybić, zaistnieć, pokazać.

***

Zamykam za rodzicami drzwi na zamek. Idę do pokoju i wyjmuję z szafy nowiutkie ukulele. Zamykam okna, siadam na podłodze i odpalam laptopa z chwytami. Tak, wciąż wstydzę się śpiewać przy innych, trudno, pewnych rzeczy nie przeskoczę co nie znacyz, że nad nimi wciąż nie pracuję. Zaczynam swój koncert. Pewnych dźwięków po prostu nie wyciągam, czasem ostro zafałszuje, nie dociskam wystarczająco mocno strun do gryfu. Ale to wszystko przestaje już być ważne. Robię to dla własnej przyjemności. Nie chcę nikomu zaimponować, udowodnić swojej wartości. Wiem, że nie jestem muzycznym geniuszem, ale wiem też, że wcale nie jestem kompletnym beztalenciem. Moje problemy odpływają a ja czuję się naprawdę dobrze robiąc to co kocham. Dla siebie, ot tak, bo mogę.
 
Definicja z Wikipedii:
"Hobby (pasja,konik) – czynność wykonywana dla relaksu w czasie wolnym od obowiązków. Może łączyć się ze zdobywaniem wiedzy w danej dziedzinie, doskonaleniem swoich umiejętności w pewnym określonym zakresie albo też nawet z zarobkiem. Głównym celem pozostaje jednak przyjemność płynąca z uprawiania hobby".

W naszych pasjach nie liczą się więc nasze sukcesy. Bez najmniejszego znaczenia jest opinia i uznanie innych. Osiągnięcia nie dodają nic do naszej wartości, która jest niezmienna i stała od narodzin aż do śmierci. Nie mówię tu wcale o spoczęciu na laurach w drodze do spełnienia marzeń, ale o tym, że nie musimy wcale rezygnować z rzeczy w których nie jesteśmy i nigdy nie będziemy zawodowcami. Nie musimy słuchać naszego wewnętrznego krytyka, karmionego przez dzisiejsze niedoścignione normy. Życie jest zbyt krótkie, aby z powodu wstydu rezygnować z rzeczy, które sprawiają, że nabiera ono dla nas prawdziwego sensu.

Odkop dziś z szafy stare pastele, przypomnij sobie podstawowe kroki ulubionego tańca, wyciągnij rakietę do tenisa i zaproś przyjaciółkę na kort. Ucisz swój kompleks niższości, nie porównuj się do innych bo to nie ma najmniejszego sensu. Wybacz sobie wcześniejsze niepowodzenia czy lenistwo. Jesteś tu i teraz i masz całkowite prawo do szczęścia, którego nikt nie ma prawa Ci odebrać. Nie musisz być najlepszy/a, masz być jedynie wierny/a sobie i czerpać dziecięcą radość z tego co robisz. 



Copyright © 2016 Lawendowe serce , Blogger