Stałam jak wryta. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Czułam
się jakby cała maszyneria mojego dotychczasowego myślenia zmieniła bieg przez
mały kołowrotek, który w tym momencie zaczął się kręcić w drugą stronę. Jakby
ktoś zdjął ze mnie zaklęcie, które trzymało mnie w błędzie przez tyle lat.
"Wiem, że nie wyglądam jak modelka. Wiem, że mam
cellulit, trochę większe uda i rozstępy na cyckach" , mówiła z dużą dozą
pewności siebie i uśmiechem na ustach , " …ale życie jest za krótkie na
jakieś odchudzanie i wyrzekanie się przyjemności. Uwielbiam próbować nowych
potraw, jeść to na co i kiedy mam ochotę. I wiesz co ? Wydaje mi się, że
wyglądam super i nie muszę się przejmować takimi pierdołami". Słowa mojej
przyjaciółki wprawiły mnie w osłupienie. Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej
czegoś takiego nie usłyszałam. Do tej pory jedyne komentarze odnośnie ciała,
które słyszałam od innych brzmiały: "Muszę przejść na dietę".
"Jestem za gruba", "Wstydzę się iść na basen",
"Nienawidzę swoich ud" i tym podobne. Na jakikolwiek komplement
dotyczący ciała, większość moich koleżanek odpowiada "nieprawda" (
część pewnie po to, żeby usłyszeć więcej miłych słówek i dostać jeszcze więcej potwierdzeń , ale niestety wiele z nich
naprawdę tak źle myśli o sobie).
I rozumiem to. Sama nierzadko jestem jedną z tych
zakompleksionych dziewczyn, które nie umieją przyjąć pochwały. Bo jest nam
cholernie ciężko. Bo takie czasy, kultura, social media, złe relacje z ojcami i
mężczyznami, szukanie własnej wartości na zewnątrz i chore wzorce piękna. To
bardzo powszechne i wyniszczające. Czasem naprawdę trudno się nam dziwić, że
głupiejemy i dajemy się wpędzić w jakiś owczy pęd i stajemy się (spójrzmy
prawdzie w oczy) zwyczajnymi pustakami skupionymi na tym co widzi oko.
I to właśnie dlatego tak bardzo są nam potrzebne takie osoby
jak ONA. Takie, które dają świadectwo pewności siebie i swojej kobiecości,
które pokazują, że można inaczej, dają pozwolenie na normalność, której w głębi
serca, każda zagubiona w dzisiejszym świecie osoba szuka. Są jak bohaterki ,
które ratują z sideł naszych pokręconych czasów, mówiąc: "Spójrz! to jest
prawdziwa kobiecość. To coś więcej i głębiej. Coś co świat chcę zasłonić i
stłamsić, ze strachu przed wielkimi rzeczami, które kobiety mogłyby czynić,
gdyby to zrozumiały i porzuciły bezpodstawne kompleksy".
I jeszcze jedna historia pewnej BOHATERKI: Pamiętam siebie
jako małą dziewczynkę. Zawsze blada i z podkrążonymi, sinymi oczyma. I wylała
się nie jedna łza pod tytułem "czemu wyglądam tak trupio w porównaniu do
innych ". Pojechałam wtedy na rekolekcje letnie. I była tam ONA. Rudowłosa
animatorka muzyczna, którą podziwiałam z całych sił, tak jak to mała
dziewczynka potrafi podziwiać prawdziwą, dorosłą kobietę. Podobało mi się jak
śpiewała i grała na gitarze, jak była pewna siebie i swobodna. Pewnego dnia
jakiś chłopak , niewiele myśląc, rzucił do niej "Dlaczego masz takie sine
wory pod oczami? Widać to na kilometr, jeszcze na tej bladej buzi. Czy to
dlatego, że nie jesz mięsa czy masz tak od urodzenia". Zamarłam. Od razu
pomyślała, sobie, że gdyby powiedział te słowa do mnie to wybuchnęłabym płaczem.
Ona jednak spojrzała na niego z ogromną pewnością i odpowiedziała: " A ja
je właśnie bardzo lubię. Podobają mi się. Nawet w lato nie opalam twarzy, bo
chcę zostać taka oryginalna jak jestem. Myślę, że nie zmieniłabym tego w sobie
nawet gdybym miała taką możliwość". Od tamtego dnia minęło jakieś 8 lat i
nie było ani jednego dnia, żebym popatrzyła na moje podkrążone oczy z
nienawiścią. Tak bardzo zmieniło mnie tamto doświadczenie.
Wszystko to piszę, aby pokazać Wam, jak bardzo nasz stosunek
do samych siebie może przemieniać również innych. Jest wiele osób, które nie
mają pojęcia, że w ogóle mogą dać sobie przyzwolenie na bycie piękną i
zasługującą na miłość. Takich, które od zawsze były niedoceniane lub przebywały
w towarzystwie samych zakompleksionych kobiet, myśląc, że to jedyny słuszny
wzorzec postępowania. Nie wstydźmy się powiedzieć " jestem piękna",
"nie potrzebuję diety"," jestem ważna i wystarczająca",
nawet jeżeli prawie nikt wokół nas nie mówi o sobie w ten sposób. Bo jesteśmy
wtedy iskierką nadziei dla innych , że to co normalne i zdrowe, czyli
świadomość swojej kobiecej siły i samoakceptacja, jeszcze nie dały się całkiem wytępić i stłamsić temu co psute, fałszywe i przemijające.